czwartek, 23 kwietnia 2015

Ground Control II - Klasyk

Gatunek: Strategia, RTS

     Kiedyś strategie były bardzo popularne i miały wielu fanów. W ostatnich latach jest ich jednak coraz mniej i mniej. Na placu boju pozostało już tylko kilku większych graczy takich jak seria Total War czy Company of Heroes. Jeszcze niedawno twórcy próbowali utrzymać ten gatunek wykorzystując  niespotykane w tym rodzaju gier rozwiązania. Jedną z takich gier jest Ground Control. Powstały dwie części, a trzecia niestety została porzucona.
W tym wpisie postaram się dobrze przedstawić cześć drugą czyli Operation Exodus ponieważ jest ona wspaniałym osiągnięciem elektronicznej rozgrywki.


     Co wyjątkowego jest w tej grze? Elementów jest kilka, ale zacznijmy od podstaw. Nie jest to typowy RTS, w którym budujemy budynki i produkujemy wojska. Nie stawiamy barykad, ani murów. Nie zajmujemy kopalni ani fabryk. Jedyne co mamy to strefa lądowania, na którą za pomocą statku desantowego przyzywamy nasze wojska. Pojazd ten można także modyfikować zwiększając jego pojemność, szybkość czy siłę uzbrojenia. Nie robimy tego oczywiście za darmo. Na początek mamy małą sumę, która szybko rośnie. Im więcej jednostek tym fundusze rosną wolniej. Nie możemy więc zalewać wroga mięsem armatnim lecz musimy umiejętnie dysponować oddziałami. Możliwości strategii jest tu wiele. Każda jednostka ma specjalną umiejętność np. lekka piechota może przełączyć się na tryb ostrzału rakietami przeciwpancernymi, a transporter zamiast strzelać z działka może wystrzelić granaty dymne. Do tego dochodzą przeszkody terenowe, które trzeba pokonywać specjalnymi pojazdami lub nieliczne umocnienia, które można zająć. Gracz musi również dostosować się do terenu na jakim prowadzi działania. Na otwartych polach czołgi zmiażdżą piechotę lecz w mieście ta może już nieźle namieszać kryjąc się w budynkach (zabudowania oraz lasy dają premię do obrony dla piechociarzy). Nie pomaga również pogoda, która skutecznie może spowolnić natarcie lub celny ostrzał artylerii. Oczywiście cały czas trzeba również przejmować kluczowe miejsca na mapie i wykonywać cele fabularne. W takim momencie może jednak pomóc specjalne wsparcie, które jest drogie lecz niezawodne. Możemy np. zaskoczyć wroga desantem z orbity lub zbombardować jego pozycje niewidzialnymi dla niego bombowcami. Wszystko to wydaje się bardzo skomplikowane, ale w ogarnięciu pola bitwy pomaga m. in. świetna kamera sterowana za pomocą klawiszy WASD. Tradycjonaliści mogą mimo wszystko nadal używać do nawigacji myszki po szybkiej zmianie ustawień.
     Trzeba rozwinąć także temat  fabuły ponieważ to kolejna rzecz, która wyróżnia tę strategie. Historia tu opowiadana jest po prostu znakomita.
W grze wcielamy się w Kapitana Jakuba Angelusa z sił zbrojnych PGP. Przymierze Gwiazdy Północnej od 29 lat walczy o przetrwanie z potężnym Imperium Ziemi lecz cofnęło się do rogu i dłużej nie wytrzyma bezpośrednich starć. Większość miast prezentuje postapokaliptyczny widok. Zniszczone budynki, płonące auta, gruz na ulicach... Wielu żołnierzy z PGP nie wierzy już w szansę przetrwania.
Jednak pewnego dnia nad terenem walk spada wrak statku kosmicznego sprzed kilkuset lat. Obie strony konfliktu rozpoczynają wyścig do reliktu przyszłości, który całkowicie zmieni cele wojny.
Na początku akcja jest prowadzona bardzo tajemniczo. Po przejęciu wraku nie wiadomo właściwie co przenosił oraz dlaczego dopiero teraz doleciał do planety. Przez pewien czas wątek jakby znika. Zajmujemy się pozornie zwykłymi wojskowymi misjami. Emocjonujący desant na plaży, ciche akcje za linią frontu, w których dowodzimy zaledwie trzema żołnierzami czy regularne bitwy mają przygotować nas do tego co wydarzy się później.
A będzie dziać się dużo. Pogłoski o wielkim okręcie gdzieś w galaktyce czy prawdopodobne istnienie tajemniczej rasy obcych Vironów motywuje do dalszego grania i odkrywania wątków fabularnych.
Towarzyszą temu różne postacie takie jak generał Warhurst, Grant czy nigdy niewidziana Imperator Vlaana Azleeia, których charaktery są świetnie nakreślone jak na grę strategiczną. Przez całą rozgrywkę doświadczyć można zwrotów akcji, epickich momentów walk, nikczemnych zdrad i wielu innych momentów, których nie powstydziłby się dobry film lub książka.
     Wszystko to obserwujemy we wspaniałym wirtualnym środowisku. Mimo, że upłynęło już trochę czasu grafika nadal potrafi zachwycić dzięki wyobraźni twórców. Planety, na których prowadzone są walki urzekają swoim środowiskiem. Czasami obserwujemy wspomniane już postapokaliptyczne miasta, kiedy indziej widujemy wspaniałe lesisto bagniste tereny, a jeszcze w innym momencie możemy wręcz poczuć zimny wiatr wiejący pomiędzy arktycznymi kanionami. Do tego oczywiście dochodzi piękno płomieni wylewających się z miotaczy ognia, pocisków uderzających w pancerze czy ostrzału artylerii niczym gradu meteorytów.
Dzięki wspomnianej wcześniej swobodnej kamerze możemy wszystko obserwować z bardzo bliska i podziwiać detale. Graficy zadbali nawet o takie elementy jak piękne niebo (na którym często widać inne planety) mimo, iż w strategiach rzadko się je podziwia.
     Muzyka dopełnia dzieła. Ostre motywy podczas desantu, podniosła melodie w chwilach ważnych dla fabuły, czy ledwo słyszalne dźwięki podczas misji szpiegowskich. Wszystko to stwarza atmosferę, której nie doświadczyłem w żadnej innej grze tego typu (no może jeszcze Warhammer 40k: DoW).
     Czy warto więc ją mieć? Myślę, że to jedna z najlepszych gier w jakie grałem więc... Tak. Każdy powinien zagrać w coś tak dopracowanego. Jeśli ktoś lubi wymagające strategie będzie zachwycony sterując każdym pojedyńczym żołnierzem i niszcząc formacje wroga, jeśli ktoś lubi wciągającą fabułę będzie z wypiekami na twarzy śledzić losy bohaterów, a jeśli ktoś woli akcję i napięcie pokocha sierżanta Rho i jego misje za linią frontu. Każdy jest w stanie znaleźć tu coś dla siebie. Każdy będzie się przy tej grze dobrze bawił.



+ fabuła niespotykanie dobra jak na RTS
+ ciekawe postacie
+ piękny świat gry
+ różnorodne misje
- na multi już nie pogramy :(
- brak możliwości gry Imperium bez modów

Ocena: 9/10

poniedziałek, 13 kwietnia 2015

Gra o Tron Sezon 5 - Pierwsze Spojrzenie

     Czy to nadal dobry serial? Czy nie stał się przypadkiem tylko podróbką książki? Po kiepskim czwartym sezonie byłem bardzo sceptycznie nastawiony do dalszego ciągu serii. Czy piąty sezon coś zmienił?
     Zaczyna się od retrospekcji z udziałem Cersei. To dość mało ważny, ale ciekawy wątek, w którym nasza bohaterka dowiaduje się będąc jeszcze dzieckiem o swojej przyszłości. Potem widzimy ją już wchodzącą po schodach świątyni aby po raz ostatni spotkać swojego ojca. Tutaj można się domyślać kto prawdopodobnie będzie jedną z najważniejszych osób w tym sezonie. Rozmowa Cersei z bratem głównie dotyczy Tyriona i popełnionego przez niego morderstwa.
Samego ojcobójcę również spotykamy w tym odcinku. Razem z nim na scenę wkracza znowu Varys. Tym razem jednak odkrywa on wszystkie karty (chociaż czy aby na pewno?).
Zadbano tym razem o dokładność wątków również w takim detalu jak ponowne pojawienie się Lacela. Tym razem jako religijnego fanatyka.
Całkiem niedaleko u Matki Smoków także zaczyna być ciekawie. Spiski i zagrożenie oraz nieposkromione, ziejące ogniem bestie zagwarantują niedługo dużo emocji... O ile akcja nie będzie odbiegać od tej z książki.
Z kolei daleko na północy Nocna Straż gości Stannisa jak i Dzikich. Co czeka byłego Króla Za Murem? Nie jestem pewien ponieważ akcja nie była do końca wytłumaczona. Nie wiem czy potoczy się ona jak w oryginale. Można jednak podejrzewać, że Mancowi jest całkiem ciepło mimo północnych wiatrów.
Akcja dociera również do Littlefingera czyli jednego z moich ulubionych bohaterów. Sansa nabrała rozumu i towarzyszy swojemu "opiekunowi" w jego działaniach. Nareszcie bierze on sprawy doliny w swoje ręce. Co jeszcze knuje ten przebiegły lord? Któż to wie? Na pewno jednak jeszcze nieraz nas zaskoczy co jest zwiastowane w tym epizodzie.
Na krótko pojawia się również Brienne lecz jej wątek nie rusza zbyt daleko do przodu.
     Widać więc, że wrócono do dużej ilości niewiadomych jednak wyłożono również niektóre karty na stół. Na razie wydaje się, iż piąty sezon dostarczy nam wiele emocji i zaskoczeń. Brakuje mi trochę Bronna, ale nie można wcisnąć wszystkich postaci w jeden odcinek. Być może niedługo zobaczymy Aryę i inne uwielbiane przez widzów osoby. Trzeba jednak grzecznie czekać i trzymać za tydzień wartę o trzeciej w nocy.

niedziela, 12 kwietnia 2015

Tokyo Ghoul - Szybka Recenzja

Gatunek: Anime, Horror, Akcji, Psychologiczne

      

    Tokyo jest pogrążone w strachu przed ghulami. Istoty te wyglądają jak normalny człowiek lecz posiadają unikalne zdolności i żywią się ludźmi. Tymczasem Ken Kaneki - miłośnik książek pozbawiony przez los rodziców - spotyka się w kawiarni Anteiku z dziewczyną o imieniu Rize. Nie wie, że niedługo sam poczuje jak to jest być ghulem.
     Być może właśnie podałem lekki spoiler lecz bez tego nie dało się napisać o zaletach tego anime (po za tym i tak dzieje się to od razu w pierwszym odcinku).
A jest i bardzo dużo. Zacznę jednak od pierwszej sprawy. Słowo "psychologiczny" przy gatunku nie pojawiło się przez przypadek. Serial nie jest o zwykłej walce ludzi z potworami jak można by pomyśleć. Występuje ona tam lecz jest tylko pretekstem dla którego można ukazać zmagania bohaterów z własnym sumieniem. Kto jest bowiem gorszy? Ghul zjadający ludzi z konieczności czy człowiek zabijający z pełną nienawiścią? Mimo, że wiele osób teraz pomyśli, iż anime to pewnie opowiada o biednych ghulach dręczonych przez ludzi od razu mówię: nie. Zarówno ludzie jak i ghule są różni. Niektórzy zabijają bez cienia wątpliwości, a inni szczerze tego żałują. Niektóre grupy prowadzą walki między sobą, a inne próbują stworzyć dla siebie bezpieczne miejsce w świecie, który chce ich zniszczyć. Ważną rolę pełni wspominana kawiarnia Anteiku, która pełni rolę miejsca wspólnego dla ludzi jak i ghuli. Każdy może tam przyjść, napić się kawy, porozmawiać i odetchnąć od niebezpieczeństw codzienności. W serialu widzimy także heroizm, miłość, nienawiść oraz akty rozpaczy. Każda postać jest tu osobą z krwi i kości oraz ma swoje motywy. Nie ma sztucznych, na siłę wepchniętych bohaterów.
Jest więc Kaneki, który umieszczony pomiędzy dwoma światami nie wie jaką stronę wybrać, jest Yoshimura, który próbuje żyć na równych warunkach z ludźmi, jest Mado który gotów jest poświęcić wszystko aby tylko wyplenić ghule z miasta, jest Nishiki , który zabija ludzi bez żadnego wahania. Jest w końcu i Touka, pod osłoną zimna kryjąca wielką wrażliwość. Dla mnie to jedna z najlepszych żeńskich postaci w japońskiej animacji.
Opowiadana historia niejednokrotnie zmusza widza do próby oceny kto tak naprawdę jest dobry, a kto zły. Nie jest to jednak możliwe. Slogan o braku podziału na biel i czerń nie jest tu tylko zdaniem mającym przyciągnąć widzów. Jest rzeczywistym zabiegiem występującym w serialu. Jeśli ktoś znudził się amerykańskim podzieleniem ról na dobrych policjantów i złych bandytów powinien zainteresować się tym anime.
Jedyną pomyłką w scenariuszu wydaje mi się być wątek Smakosza, który jest dość... Dziwny. Dziwny i nudny do tego. Występuje on jednak  na szczęście głównie tylko w dwóch odcinkach.
     Śledzenie fabuły umili dodatkowo oprawa graficzna. Niektórzy zarzucają jej, że posiada zbyt mało mroku... Ja jednak uważam, iż jest świetna. Deszcz padający na ulicach wielkiego miasta, walki toczone w pyle po upadkach zniszczonych budynków, piękna oświetlona kawiarnia Anteiku. Swoją drogą światło jest tu bardzo dobrze ukazane. Promienie słońca przebijające się między liściami czy blask eksplozji padający na mury są wykonane idealnie. Postacie także wyglądają bardzo dobrze, a na ich twarzach wyraźnie malują się emocje.
     Trzeba też wspomnieć o dubbingu chociaż nie lubię go oceniać przy anime. Wszystko bowiem zależy od tego jak odbieramy język japoński i specyficzne głosy. Ja po obejrzeniu wielu japońskich animacji przyzwyczaiłem się już do tego języka i nawet mi się spodobał. Aktorzy są według mnie dobrze dobrani do poszczególnych ról. Głosy są również dobrze zsynchronizowane z ruchem warg postaci.
     Akcji towarzyszy też prawie idealny soundtrack. Prawie ponieważ opening jest dość nijaki i po pewnym czasie zawsze go pomijałem. Przeciwnie prezentuje się enging i muzyka w samym anime, która świetnie pasuje do akcji na ekranie. Szczególnie zapamiętałem piosenkę Glassy Sky, która występowała w spokojnych momentach.
     Dla mnie anime to jest jednym z najlepszych jakie oglądałem. Oba sezony obejrzałem w zaledwie cztery dni, a nauka do poprawek zeszła na dalszy plan. Serial ten pozwala zapomnieć całkowicie o pilnych sprawach i skupić się na myśleniu o czymś innym... Całkiem poważnym. Komu bym polecił? Każdemu kto woli kino ambitniejsze niż filmy sensacyjne ze Steven'em Seagalem. Naprawdę warto obejrzeć i zastanowić się co świadczy o naszym człowieczeństwie.
Dotychczas wyemitowano dwa sezony (razem 24 odcinki po 25 minut). Trzeci sezon zaplanowano na lato.


+ brak podziału na dobro i zło
+ niesamowite postacie, do których bardzo szybko można się przywiązać
+ bardzo ładna animacja
+ dobra muzyka
- wątek Smakosza

Ocena: 9/10

piątek, 3 kwietnia 2015

28 Dni Później - Szybka Recenzja

Gatunek: Horror, Postapokaliptyczny

 


     Filmy o infekcji zombie i totalnej zagładzie były zawsze kojarzone z raczej słabej jakości kiczowatymi horrorami. Niektóre produkcje postanowiły jednak  potraktować temat poważnie i przyjrzeć się psychice ludzi w obliczu katastrofy. Najbardziej znane jest The Walking Dead. Niestety w ostatnich sezonach klimat podupadł i zmienił się w festiwal strzelanin z żywymi trupami w tle. Z chęcią powrotu do atmosfery pierwszego i drugiego sezonu TWD zabrałem się za film 28 Dni Później z 2002 roku.
     Film zaczyna się bardzo podobnie do serialu. Jim, główny bohater budzi się w szpitalu nie wiedząc co się stało. W budynku nie ma nikogo oprócz niego samego, a na zewnątrz jest podobnie. W opuszczonym Londynie znajduje tylko gazetę z informacją o exodusie ludności. Błąkając się pośród pustych na pozór budynków natrafia na kilkoro zarażonych. Nie wie co im się stało lecz instynkt i strach podpowiada mu aby uciekać. Z beznadziejnej sytuacji ratuje go dwójka obcych mu ludzi, którzy są dla niego jedynymi przyjaznymi twarzami w mieście szaleństwa.
     Na początku tej recenzji napisałem jedną rzecz niezgodną z prawdą. Zarażeni nie są tu typowymi zombie. Nie jest to wirus zmieniający człowieka w gnijące bezmyślne monstrum lecz raczej esencja nienawiści do całego świata. Uwięzieni w swoim szale nieszczęśnicy znajdują ukojenie tylko w zabijaniu lub zarażaniu zdrowych ludzi. Geneza wirusa jest tu bardzo ciekawa i przywodzi na myśl film Mechaniczna Pomarańcza... Tutaj jednak efekt jest odwrotny niż w filmie Stanleya Kubricka.
Między innymi właśnie ta agresja zarażonych sprawia, że atmosfera w filmie cały czas jest niepokojąca. Jest to efekt jak najbardziej na plus. Główni bohaterowie nie są komandosami z górą uzbrojenia jak w The Walking Dead. Wystarczy jedna kropelka krwi zainfekowanego w ustach i po 20 sekundach człowiek staje się taki jak oni. Każdy kontakt jest więc bardzo niebezpieczny i ryzykowny. Dodatkowo "zombie" nie są tak powolne i niezdarne jak w innych filmach. Tutaj całkowicie zachowały fizyczną sprawność  ludzi. Ucieczka nie jest taka łatwa.
     Dość jednak o zarażonych. Przecież akcja skupia się tutaj na grupie ludzi próbującej przeżyć. I bardzo dobrze ponieważ tego właśnie oczekuje po takich filmach. Obserwujemy ich zmagania z codziennością. Każdy dzień może być ostatnim. Trudno nawet zasnąć bez środków nasennych. Za każdym rogiem może czaić się zainfekowany, który w swojej furii potrafiłby wybić całą grupę. Nie wiadomo po za tym czy w swych działaniach ludzie tak naprawdę są lepsi od szaleńców. Bohaterowie próbują wspierać się nawzajem lecz każdy ma inną opinie co do tego jak trzeba radzić sobie w nowym świecie.
Mimo to pojawia się tu pierwsza wada tego filmu. O ile jeszcze dwójka głównych bohaterów jest ciekawa tak reszta postaci bywa dość oczywista i mało przekonująca. Brak mi tu wyjątkowych osób, których charaktery pozwoliłyby mi ich pokochać lub znienawidzić.
Trzeba też wspomnieć o aktorstwie, które nie zawsze jest na wysokim poziomie. Aktorzy grający antagonistów niestety nie popisali się w swoich rolach.
Ujęcia z kolei są trudne do ocenienia. Czasami obserwujemy puste miasto lub resztki posterunku wojskowego, które prezentują się bardzo dobrze. Zaraz potem jednak widzimy ujęcia w zamkniętych pomieszczeniach, które wyglądają jak w zwykłym amatorskim lub fanowskim filmie.
Na dużą uwagę zasługuje soundtrack. Jest on wprost wyśmienity. Utwory (między innymi Johna Murphy'iego czy Goodspeed You! Black Emperor) grane za pomocą gitar, smyczków i bębnów świetnie budują napięcie. Jest to ścieżka dźwiękowa, którą chętnie słuchałem jeszcze długo po obejrzeniu filmu.
     Podsumowując jest to dobry film ze wspaniałym klimatem, którego zabrakło mi w ostatnich odcinkach The Walking Dead i idealnym soundtrackiem. Minusem jest dość kiepskie aktorstwo i ujęcia, ale myślę, że jeśli ktoś lubi takie kino to film mu się spodoba.


+ KLIMAT
+ muzyka
+ atmosfera ciągłego niebezpieczeństwa
- aktorzy
- niektóre ujęcia

 Ocena: 7/10